Dawno, dawno temu… a może
zaledwie wczoraj, przeszłość pochowała w każdym kącie miasta zwykłe-niezwykłe
historie. Tym samym rzuciła wyzwanie poszukiwaczom rozsypanych wspomnień.
Niejedna opowieść Przeszłości ukryta jest nad brzegami niepozornej rzeki. My
natknęliśmy się na taką, która zabrała nas w malowniczą podróż na górskie
szczyty i w doliny. A wszystko zaczęło się od wędrówki za szumem wody…
Stojąc przed wyborem: na
lewo park, na prawo ogródki, nie przypuszczaliśmy jeszcze czym nasza decyzja
zaowocuje. Wybór padł na ogródki. Ścieżka prosta jak strzała prowadziła wzdłuż
biegu rzeki. Działkowe życie toczyło się popołudniowym rytmem. Niby dookoła
było wiele osób, ale to wcale nie burzyło spokoju tego miejsca – wręcz
przeciwnie! Trasa krótka, ale niezwykle przyjemna. Kiedy leniwie wracaliśmy w
stronę naszego rozdroża, ogródki odkryły przed nami fragment swojego codziennego
jestestwa. Starsza pani podeszła do brzegu i ostrożnie, po kamiennym płytach
występujących w roli schodów, zeszła w dół i pochyliła się nad taflą wody…
niestety (!) bardzo zanieczyszczonej. Zanieczyszczenia zbierały się od miejsca,
w którym nurt rzeki przecinała tama. Poniżej małego wodospadu, woda była
wyraźnie czystsza. Spontaniczne „dzień dobry” i podszyte lekkim niepokojem
pytanie o czystość rzeki uruchomiły lawinę dalszych zdarzeń. Dowiedzieliśmy
się, że mała rzeka zaczynała swój żywot jako mały strumień, którego twórcami
byli Niemcy, odwadniający bagna, które otaczały miasto. Strumyk niegdyś cieszył
się szczególnym powodzeniem wśród dzieci, zażywających tu kąpieli, podczas gdy
rodzice oddawali się „działkowaniu”. Były to czasy krystalicznej wody, będącej
domem dla licznych raków i szczupaków. I tak żywot bystrej wody trwał do lat
70. kiedy to postawiono tamę. Do kogo należy tama? Wieść gminna niesie, że
przez długi czas była bezpańska. Jako taka znalazła właściciela w postaci
włodarzy miasta (a może jakiegoś enigmatycznego zarządu hydrologicznego?). A
żeby sprawę skomplikować jeszcze bardziej – rzeka nad tamą pozostaje we
własności zarządu ogrodów działkowych, a poniżej tego limesu należy do miasta.
Mały wodospad, choć urokliwy, nie rekompensuje minusów jakimi są zbieranie się
brudu i wiosenne wylewy. Podobnież spiętrzenie było konieczne, żeby utrzymać
wodę w pobliskim sztucznym zbiorniku. Ot i taki pragmatyzm.
Od słów przeszliśmy do
czynów. Po przyjęciu zaproszenia na szklankę pomarańczowego soku,
zaoferowaliśmy pomoc w napełnianiu konewek wodą. Niedźwiedzia była to przysługa,
bo jedna konewka odpłynęła na szerokie wody. Przywołaliśmy ją do porządku
grabkami. Obydwie konewki zatem posłusznie trafiły na ogródek, a my z naszą
Gospodynią udaliśmy się do altany. Najpierw jedna rzeźba, potem kolejna i
następna… Ale jak? Ale skąd? Aż tyle? Naszym oczom ukazali się drewniani
mędrcy, zbójnicy, a z drewutni, a jakże, nieśmiało wyglądała zza łopaty
przecudnej urody dziewoja. Rozwiązanie zagadki było kolejną podróżą w
przeszłość, tym razem na południe Polski – w Beskidy i Gorce. Stamtąd pochodził
małżonek naszej Gospodyni, który choć zmarły przed ponad dwudziestu laty,
pozostawił po sobie pomnik, a nawet pomniki – nie spiżowe, ale drewniane. Może
nie tak trwałe i odporne na ząb czasu, ale misterne i piękne, mówiące czy wręcz
wołające z tęsknotą w kierunku rodzimych gór. Janosik musiał jednakże uznać
wyższość użytkowej funkcji sztuki nad ozdobną, gdyż pierwszeństwo w powstawaniu
przysługiwało karniszom. Nie byle jakim karniszom! Inspirowane góralską
snycerką kształty (meblami bądź łyżnikami) stawały się regularnymi dziełami
sztuki. Wkrótce dołączyły do nich płaskorzeźby. Ażeby surowemu drewnu dać od
życia trochę kolorów, pojawiły się też obrazy. Oczywiście – górskie pejzaże.
Pędzle i farby nie zagrzały długo miejsca w sercu Artysty. Miękkie drzewo
lipowe domagało się od niego nadawania nowych form. I tak trwają one do dziś. A
dziewoja? Od początku pisane jej było gospodarzyć w drewutni. Przyłożyła się do
swojej pracy. Wiernie pomaga do dziś przy rąbaniu drewna, choć na jej twarzy i
piersiach widać szramy i pęknięcia wywołane upływem czasu.
Cóż nam pozostało?
Popijając orzeźwiający sok, oddaliśmy się rozmowom, które sprowadziły do
dziewoi i Janosika gościnnie „Papuszę” i „Nikifora”. Czy ich to ucieszyło? Nie
wiadomo. Wiadomo, że tego popołudnia góry stały się jakby bliższe, a nurt rzeki
jakoś bardziej wartki.
[Magda Chułek i
Sławek Toczek]
Fot. Sławomir Toczek
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMarzysz o świeżym powietrzu w swoim domu, niezależnie od pory roku? Rekuperacja powietrza kępno to rozwiązanie dla Ciebie! Dzięki zaawansowanej technologii, nasz system wentylacji zapewni ciągły dopływ świeżego powietrza, usuwając zanieczyszczenia i alergeny. Ciesz się czystym powietrzem i zdrowym środowiskiem życia z Rekuperatory!
OdpowiedzUsuń