niedziela, 26 kwietnia 2015

Dzień 9 - Hej bystra woda!



Dawno, dawno temu… a może zaledwie wczoraj, przeszłość pochowała w każdym kącie miasta zwykłe-niezwykłe historie. Tym samym rzuciła wyzwanie poszukiwaczom rozsypanych wspomnień. Niejedna opowieść Przeszłości ukryta jest nad brzegami niepozornej rzeki. My natknęliśmy się na taką, która zabrała nas w malowniczą podróż na górskie szczyty i w doliny. A wszystko zaczęło się od wędrówki za szumem wody…
Stojąc przed wyborem: na lewo park, na prawo ogródki, nie przypuszczaliśmy jeszcze czym nasza decyzja zaowocuje. Wybór padł na ogródki. Ścieżka prosta jak strzała prowadziła wzdłuż biegu rzeki. Działkowe życie toczyło się popołudniowym rytmem. Niby dookoła było wiele osób, ale to wcale nie burzyło spokoju tego miejsca – wręcz przeciwnie! Trasa krótka, ale niezwykle przyjemna. Kiedy leniwie wracaliśmy w stronę naszego rozdroża, ogródki odkryły przed nami fragment swojego codziennego jestestwa. Starsza pani podeszła do brzegu i ostrożnie, po kamiennym płytach występujących w roli schodów, zeszła w dół i pochyliła się nad taflą wody… niestety (!) bardzo zanieczyszczonej. Zanieczyszczenia zbierały się od miejsca, w którym nurt rzeki przecinała tama. Poniżej małego wodospadu, woda była wyraźnie czystsza. Spontaniczne „dzień dobry” i podszyte lekkim niepokojem pytanie o czystość rzeki uruchomiły lawinę dalszych zdarzeń. Dowiedzieliśmy się, że mała rzeka zaczynała swój żywot jako mały strumień, którego twórcami byli Niemcy, odwadniający bagna, które otaczały miasto. Strumyk niegdyś cieszył się szczególnym powodzeniem wśród dzieci, zażywających tu kąpieli, podczas gdy rodzice oddawali się „działkowaniu”. Były to czasy krystalicznej wody, będącej domem dla licznych raków i szczupaków. I tak żywot bystrej wody trwał do lat 70. kiedy to postawiono tamę. Do kogo należy tama? Wieść gminna niesie, że przez długi czas była bezpańska. Jako taka znalazła właściciela w postaci włodarzy miasta (a może jakiegoś enigmatycznego zarządu hydrologicznego?). A żeby sprawę skomplikować jeszcze bardziej – rzeka nad tamą pozostaje we własności zarządu ogrodów działkowych, a poniżej tego limesu należy do miasta. Mały wodospad, choć urokliwy, nie rekompensuje minusów jakimi są zbieranie się brudu i wiosenne wylewy. Podobnież spiętrzenie było konieczne, żeby utrzymać wodę w pobliskim sztucznym zbiorniku. Ot i taki pragmatyzm.
Od słów przeszliśmy do czynów. Po przyjęciu zaproszenia na szklankę pomarańczowego soku, zaoferowaliśmy pomoc w napełnianiu konewek wodą. Niedźwiedzia była to przysługa, bo jedna konewka odpłynęła na szerokie wody. Przywołaliśmy ją do porządku grabkami. Obydwie konewki zatem posłusznie trafiły na ogródek, a my z naszą Gospodynią udaliśmy się do altany. Najpierw jedna rzeźba, potem kolejna i następna… Ale jak? Ale skąd? Aż tyle? Naszym oczom ukazali się drewniani mędrcy, zbójnicy, a z drewutni, a jakże, nieśmiało wyglądała zza łopaty przecudnej urody dziewoja. Rozwiązanie zagadki było kolejną podróżą w przeszłość, tym razem na południe Polski – w Beskidy i Gorce. Stamtąd pochodził małżonek naszej Gospodyni, który choć zmarły przed ponad dwudziestu laty, pozostawił po sobie pomnik, a nawet pomniki – nie spiżowe, ale drewniane. Może nie tak trwałe i odporne na ząb czasu, ale misterne i piękne, mówiące czy wręcz wołające z tęsknotą w kierunku rodzimych gór. Janosik musiał jednakże uznać wyższość użytkowej funkcji sztuki nad ozdobną, gdyż pierwszeństwo w powstawaniu przysługiwało karniszom. Nie byle jakim karniszom! Inspirowane góralską snycerką kształty (meblami bądź łyżnikami) stawały się regularnymi dziełami sztuki. Wkrótce dołączyły do nich płaskorzeźby. Ażeby surowemu drewnu dać od życia trochę kolorów, pojawiły się też obrazy. Oczywiście – górskie pejzaże. Pędzle i farby nie zagrzały długo miejsca w sercu Artysty. Miękkie drzewo lipowe domagało się od niego nadawania nowych form. I tak trwają one do dziś. A dziewoja? Od początku pisane jej było gospodarzyć w drewutni. Przyłożyła się do swojej pracy. Wiernie pomaga do dziś przy rąbaniu drewna, choć na jej twarzy i piersiach widać szramy i pęknięcia wywołane upływem czasu.
Cóż nam pozostało? Popijając orzeźwiający sok, oddaliśmy się rozmowom, które sprowadziły do dziewoi i Janosika gościnnie „Papuszę” i „Nikifora”. Czy ich to ucieszyło? Nie wiadomo. Wiadomo, że tego popołudnia góry stały się jakby bliższe, a nurt rzeki jakoś bardziej wartki.
[Magda Chułek i Sławek Toczek]






                                                               Fot. Sławomir Toczek


2 komentarze:

  1. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzysz o świeżym powietrzu w swoim domu, niezależnie od pory roku? Rekuperacja powietrza kępno to rozwiązanie dla Ciebie! Dzięki zaawansowanej technologii, nasz system wentylacji zapewni ciągły dopływ świeżego powietrza, usuwając zanieczyszczenia i alergeny. Ciesz się czystym powietrzem i zdrowym środowiskiem życia z Rekuperatory!

    OdpowiedzUsuń